piątek, 30 sierpnia 2013

Gees 14

   Nie wiedziała, jak długo biegła. To nie było teraz ważne. Nic nie było ważne poza tym, by być jak najdalej. By uwolnić się od myśli. Od uczuć. Im bardziej zmęczona była, tym bliżej znajdowała się słodkiej otchłanni. Cudownego miejsca, w którym nic nie czuła. W którym nic jej nie obchodziło. Chciała się tam znaleźć, móc choć przez chwilę obserwować życie zza szyby milczenia. Dopiero gdy Siva zaskomlał głośno zorientowała się, jak mocno go ściskała.
   - Przepraszam Siva, przepraszam - szeptała w kółko poprzez łzy.
   Wyczerpana przysiadła ciężko na chodniku. Nie miała pojęcia gdzie się teraz znajduje. Alejka była zaniedbana. Szare budynki z powybijanymi oknami, z których część pozabijano spróchniałymi deskami. Przepełnione śmietniki i grzebiące w nich bezdomne zwierzęta. Charakterystyczny zapach moczu i wymiocin.
   Zadrżała. Nigdy wcześniej nie zapuszczała się na przedmieścia. Zamiast otchłani ogarnęła ją narastająca panika. Przyciskając do siebie Sivę wstała. Nogi drżały ze zmęczenia, jednak musiała jak najszybciej się stąd wydostać. Tu nie było bezpiecznie. Nie miała zbyt wielkiej ochoty bić się z bezdomnymi i narkomanami.
   Dysząc ciężko przemierzała wąskie uliczki zatrzymując się jak sparaliżowana, gdy tylko jej uszu dobiegł jakiś niepokojący dźwięk. Na szczęście za każdym razem były to tylko zwierzęta.
   Skręcając w kolejną alejkę zatrzymała się. Na jej końcu stał mężczyzna grzebiący zawzięcie w śmietniku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby delikwent był żywy. W pierwszej chwili Gees chciała ruszyć dalej, jednak po chwili dotarł do niej, co ten nieszczęsny duch wyprawia. Szukał jedzenia. Dla siedzącego przy nim psa. Drugą sprawą był fakt, że widziała go pomimo posiadania amuletu. Potrzebował pomocy i ona musiała mu jej udzielić. Po coś w końcu widziała te wszystkie duchy.
   Ostrożnie zbliżyła się do stojącej w mroku postaci. Im bliżej była, tym wyraźniej widziała zmarłego. Okazało się, że był to nastolatek, mniej więcej w jej wieku.
   - Może pomóc? - spytała z uśmiechem, gdy znalazła się na tyle blisko, by nie musieć krzyczeć.
   Tak jak się spodziewała, duch nie zareagował. Widać nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś go widzi. Pies jednak okazał się na tyle mądry, by zwrócić na nią uwagę. Szczeknął cicho, a potem czmychnął pod kontener. Chłopak spojrzał zdziwiony w stronę swego towarzysza, a dopiero potem zwrócił się w jej stronę.
   - Cześć - powiedziała nieśmiało Gees. Nie była pewna jak powinna się zachować. Zazwyczaj to dusze przemawiały pierwsze. - Potrzebujesz pomocy?
   Chłopak nie zareagował od razu. Przyglądał się jej przez chwilę, potem obrócił się, jakby chciał się upewnić, że to do niego mówi. Gdy jego wzrok ponownie powędrował w jej kierunku, oczy miał rozszerzone ze zdziwienia.
   Gees przyjrzała mu się uważnie. Miał jakieś metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, był szczupły, ale i umięśniony. W chwili śmierci miał na sobie czarną koszulkę, tego samego koloru przydługie spodnie i tradycyjne czarno-białe trampki. Na szyi połyskiwał delikatnie srebrny krzyżyk. Skórę miał kolory kawy z mlekiem, przystrzyżone krótko czekoladowe włosy, osadzone głęboko oczy koloru wieczornego nieba i pełne wiśniowe usta.
   - Ty... ty mnie widzisz?
   - Uhym, widzę. Potrzebujesz pomocy?
   - Ale... Ale jak to możliwe?
   - Wykitowałeś niedawno, co nie?
   - Że co proszę?
   - Umarłeś niedawno, mam rację?
   - Ja... tak. - szepnął cicho. Najwyraźniej do rozmów o własnej śmierci również nie przywykł  .
   - No cóż, przykro mi. Ale co się stało, to się nie odstanie. Więc, co cię tu jeszcze trzyma?
   - Trzyma? Jak to? A to nie tak powinno być?
   Gees posłała mu pocieszający uśmiech.
   - Nie. Skoro nie przeniosłeś się dalej, oznacza to, że masz tu do załatwienia jakąś sprawę. Ja jestem osobą, która ma ci w tym pomóc.
   - Dlaczego ty? - spytał autentycznie zaciekawiony. Najwyraźniej rozmowa z kimś poza psem dobrze mu służyła.
   - Mnie nie pytaj, ja się o to nie prosiła. Taka się urodziłam i tyle.
   - Jak to jest? Widzieć zmarłych?
   - Hmmm... Niektórzy traktują to jako dar, jakąś super moc, ale dla mnie to raczej przekleństwo. Tak przynajmniej było do niedawna.
   Pies zaskamlał cicho. Chłopak jak na komendę padł na kolana i wcisnął głowę pod kontener.
   - Sam, choć tu. No śmiało, chodź do tatusia.
   - Sam? - spytała Gees również klękając. Siva wdrapał się na jej ramię. Nie miał ochoty ba poznawanie żadnych psów. - Tak się nazywa?
   - Mhm. Samuel, jeśli mam być konkretny. Ja to Jeese, tak w ogóle. A ty? Jak ci na imię?
   - Gees. Mam na imię Gees.
   - Duch.
   - Co? - spytała zaskoczona, sięgając jednocześnie do kieszeni po zbożowy batonik.
   - Duch. Twoje imię w języku afrykańskim oznacza ducha.
   - Ach. Tak, wiem o tym. - Nie mówiąc nic więcej rozpakowała batonik, odłamała kawałek i wyciągnęła dłoń w stronę psa. Rzucił się na jej rękę, zupełnie jakby nie jadł od tygodnia. Następnie wyszedł spod kontenera i zwrócił się w jej stronę. Jego oczy błagały o więcej. Gees bez słowa połamała resztę batonika i dała go Samuelowi. Był strasznie wychudzony.
   - Dziękuję - szepnął cicho Jeese, przyglądając się pałaszującemu psu z miłością.
   - Nie ma sprawy.
   Gdy batonik się skończył, Samuel polizał palce Gees w geście wdzięczności. Podrapała go za uchem, w reakcji na co jego ogon zamerdał wesoło.
   - Gees? Mogę cię o coś spytać?
   - Pewnie.
   - Co ty tu tak właściwie robisz? Nie jest to bezpieczna okolica.
   - Och. Tak, masz rację. Opowiem ci, pod warunkiem, że pójdziesz ze mną.
   - Dokąd?
   - Do... - w pierwszej chwili chciała powiedzieć "do mnie", jednak zaraz ugryzła się w język. Nie zamierzała wracać dziś do domu. Może już nigdy nie zechce tam wracać. - ... domu mojego kolegi - powiedziała zamiast tego. - Samuel potrzebuje opieki, ma chyba zwichniętą łapę. Do tego jest strasznie wychudzony. Znam kogoś, kto może mu pomóc.
   Przez chwilę chłopak przyglądał się jej uważnie, jakby zastanawiał się, czy może jej zaufać. Widząc jego taksujące spojrzenie roześmiała się cicho.
   - Możesz się zastanawiać czy mi zaufać po drodze, czyż nie?
   - Tak, masz rację - westchnął cicho. - Prowadź.
   - Emmm... A tak właściwie to gdzie jesteśmy?
   Chłopak podał jej nazwę ulicy której wcześniej nigdy nie słyszała. Nie potrafiłaby nawet jej powtórzyć.
   - Gdzie?
   - To stara dzielnica hiszpańska. Tu mieszkałem, zanim... No wiesz.
   - Zanim zginąłeś? Jasne, rozumiem. Mogę spytać, jak to się stało?
   - Odpowiem... Jeśli wyjaśnisz mi, co dziewczyna taka jak ty robi tu sama w środku nocy.
   - Dziewczyna taka jak ja? A co to niby miało znaczyć?
   - Młoda. Piękna. Krucha. Wymieniać dalej?
   - Nie. - Policzki Gees spłynęły rumieńcem. Jeszcze nigdy nie była tak wdzięczna za to, że jest ciemno. - Ale dla twojej informacji, wcale nie jestem taka krucha jak się wydaje. A co do miejsca pobytu to, no cóż... To długa historia. Naprawdę długa.
   - Nigdzie się nie wybieram. Chętnie wysłucham. Aczkolwiek proponuję jednocześnie iść w stronę centrum. Im szybciej się stąd wydostaniesz tym lepiej.
   Więc opowiedziała mu w skrócie o swym marnym życiu. O pierwszym duchu jakiego zobaczyła - duchu czteroletniej dziewczynki której nie widział nikt poza nią. O wizytach w szpitalach. O Quinnie, Muriel, Javierze i jego rodzinie. O Pożeraczach Dusz. O czarnym sercu, snach o jego właścicielkach i dzisiejszym wieczorze, gdy napuściła ducha na własną matkę.
   Nie była pewna czego się spodziewała. Gdy skończyła Jeese milczał przez kilka dłużących się chwil. Kiedy się wreszcie odezwał, odebrała to z wielką ulgą. Wszystko było lepsze od milczenia.
   - Pewnie pocieszanie cię jest bezsensowne.
   - Chyba tak. Ale nawet gdyby, nie ma takiej potrzeby. Wiem, że to wszystko brzmi parszywie. Ale przecież nikt nie ma lekko. Każdy przeżywa swoje własne dramaty.
   - Tak, masz rację. Słuchaj, czy gdybym poprosił, pokazałabyś mi ten amulet? To fascynujące.
   - Tak, pewnie.
   Wyciągnęła amulet z kieszeni i wyciągnęła go w stronę chłopaka. Ten wyciągnął przed siebie dłonie i już po chwili serce szybowało kilka centymetrów nad jego dłońmi. Wpatrywał się w niego w milczeniu.
   - Gees... Mówiłaś, że miałaś dotychczas dwa sny, tak?  I że po każdym na amulecie pojawiało się imię tej, o której śniłaś?
   - Tak. Dlaczego pytasz?
   - Bo tu jest więcej imion. Widzę je.


----------------------------------------------------------
Siemaneczko! I jak podoba się nowa postać? ;>

Ostatnio coś krucho tu z czytelnikami. Mam nadzieję, że gdy rozpocznie się rok szkolny, powrócicie tu i nadrobicie zaległości ;)

3 komentarze:

  1. Jest super, czekam na więcej. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. WITAM :D nominowałam cię to libster award ;) po szczegóły serdecznie zapraszam na mojego bloga xx http://minjamia.blogspot.com/



    wspaniały rozdział !!

    OdpowiedzUsuń
  3. O jejku! W końcu dodałaś nowy rozdział z czego się ogromnie cieszę.
    Jesse jest bardzo ciekawą i tajemniczą postacią. Zastanawiałam się na początku kiedy Gess z nim rozmawiała czy to nie jest jakiś "kolega" tego całego Pożeracza Dusz i chce wyciągnąć od niej informacje, ale chyba raczej nie ;p
    Rozdział dość krótki.
    Mam nadzieje, że kiedy nadejdzie ten nieszczęśliwy rok szkolny, który jest już jutro to rozdziały będziesz dodawać częściej :) I żeby były ciut dłuższe. :D
    Życzę ci dużo weny.

    OdpowiedzUsuń