czwartek, 8 sierpnia 2013

Gees 13

   Chłopak delikatnie wyjął księgę z rąk śpiącej dziewczyny, po czym ostrożnie odłożył ją na stojący przy fotelu stolik. Przykrył ją miękkim kocem, a następnie udał się na dół, skąd dochodził głos siostry.
   Jej strój jak zwykle przykuwał uwagę. Nieodłączne kolorowe piórka odcinały się na tle długiej zwiewnej sukienki koloru najgłębszej czerni. Spod materiału wystawały ogniście czerwone trampki.
   - Hej! - krzyknęła radośnie widząc schodzącego po schodach brata. - Jak tam porządki?
   - Ciszej młoda, Gees zasnęła. Mamy tu małe zamieszanie.
   - To znaczy?
   - Miała kolejny sen. Ale to nie wszystko. Chodź.
   Dziewczynka rzuciła torbę pod schody i ruszyła cicho na górę.
   - Co tu się stało? - spytała, gdy stanęła na progu pomieszczenia.
   Nie czekając na odpowiedź zamknęła oczy i zrobiła pierwszy krok.
   Pokój emanował mocą. Zarówno czysta, jak i nieczysta energia wypełniały każdy centymetr kwadratowy biblioteki. Wzięła głęboki oddech rozkoszując się słodkim smakiem siły.
   - Orsey? Czujesz coś?
   Wiedział, że prędko mu nie odpowie. Była w transie.
   Jej skóra jarzyła się delikatnym światłem, rozpuszczone włosy poruszały się delikatnie, choć nie wiał nawet najdelikatniejszy wietrzyk.
   Zamglonym wzrokiem rozejrzała się po pomieszczeniu. Bezbłędnie odnalazła źródła wszelkiej siły. Odwracając się do wyczekującego rewelacji brata posłała mu promienny uśmiech.
   - Mój nowy dar jest coraz silniejszy. - Miała ochotę skakać z radości. Otrzymanie drugiego daru było rzadkością.
   - Super. Rodzice będą w siódmym niebie. Ich mała córeczka stanie się jeszcze bardziej zarozumiała.
   - Nie marudź. Chcesz wiedzieć, czy nie?
   - Dajesz młoda.
   - No więc, pokój jest przesycony energią. Zarówno dobrą, jak i złą. Największe źródło złej pochodzi z regału z tamtymi książkami - wskazała miejsce, w którym Javier odnalazł pustą księgę. - Oczywiście nie jest jedyne. Wydaje mi się, że po prostu zostało rozbudzone, kiedy sprzątałeś tamten regał.
   - Skąd...
   - Kurz, matole. Wszędzie pełno jest kurzu, a akurat tam go nie ma.
   - No tak, racja. A dobra energia?
   - Jest kilka źródeł. Jednym jesteś ty, jednym ja. Całkiem sporo pochodzi z tego regału, z którego wyczyściliście dopiero kilka książek. Jednym jest sama Gees i książka leżąca na stoliku. Jest jeszcze amulet Gees. Nie wiem jak taki mały przedmiot może pomieścić tyle energii - zamilkła na chwilę, po czym dodała - ale to nie wszystko.
   - To znaczy?
   - Energia z czarnego serca zdaje się łączyć z energią Gees. Jakby jedno czerpało siły z drugiego.
   - To może mieć związek z jej snami.
   - Niby jaki?
   - Zastanów się, młoda. Miała już dwa sny. Każdy o dziewczynie posiadającej moc. Obie znalazły amulet ze swoim imieniem. Ten amulet, Orsey. To ten sam amulet.
   - Myślisz, że on wchłania energię właścicielek? To nie jest normalne. Nigdy o czymś takim nie słyszałam.
   - Ostatnio dzieje się wiele dziwnych rzeczy. Najpierw Gees nieświadomie dołącza do mnie podczas badań przeszłości pierwszego z pożeraczy. Potem nagle się spotykamy. Ojciec przywozi z Afryki amulet, który emanuje nie wiadomo jak potężną siłą.
   - A ja zyskałam nowy dar.
   - Właśnie. Jak jest potężny? Potrafisz już rozróżnić dary i energię?
   - Czasami. Wiem, że w amulecie są różne rodzaje energii, i wiem, że wszystkie są dobre. Wiem, że... że niektóre wnikają w Gees, chociaż ona najwyraźniej tego nie dostrzega.
  - Ale to oznacza, że...
  - Że kiedy chce, może przyzywać te moce - dokończyła cicho.

***

   Gładka tafla błękitu odbijała słoneczne promienie. Zewsząd dochodził wesoły świergot ptaków. Od czasu do czasu z lasu wyłaniały się przeróżne stworzenia. Zmierzały do wodopoju, nieświadome jej obecności. 
   Obracała się dookoła z szeroko rozłożonymi ramionami i twarzą zwróconą w stronę słońca. Błękitna sukienka do kolan wirowała wesoło. 
   Nie miał pojęcia jak znalazła się w tym przepięknym miejscu, jednak to nie miało najmniejszego znaczenia. Była szczęśliwa i tylko to się liczyło.
   Zauroczona magią chwili nie zauważyła postaci wyłaniającej się zza drzew po drugiej stronie leśnego jeziorka. Twarz tajemniczej istoty skryta była pod kapturem sięgającego ziemi granatowego habitu. Gdy promienie słońca na moment wkradły się pod materiał, zalśniły oślepiająco zielone oczy wpatrujące się w dziewczynę.
   Gees, obserwująca pochód jelonków zmierzający z powrotem między drzewa nie dostrzegł postaci, nawet gdy ta ruszyła w jej stronę. Nie kłopotała się przejściem naokoło. Sunęła kilka centymetrów nad taflą wody. 
   Gdy dziewczyna obróciła się ponownie w stronę jeziorka, zamarła. W pierwszej chwili pomyślała, że to sama Śmierć stoi zaledwie kilka kroków od niej. Zmieniła zdanie, gdy postać zrzuciła kaptur, pod którym skryta była, jak się okazało, kobieta. 
   Przez chwilę wpatrywały się w siebie w milczeniu. Gees, wiedząc, że śni zdradzała jedynie lekki niepokój i ciekawość. Twarz kobiety była pełna emocji, których dziewczyna nawet nie starała się zinterpretować.
   To kobieta przemówiła pierwsza.
   - Zło jest coraz bliżej. Ten, którego dotychczas nie udało się nikomu pokonać, zbliża się. Nadchodzi sama śmierć.
   Głos kobiety był melodyjny pomimo lekkiego drżenia.
   Niepokój z wolna ogarniał dziewczynę. Kim jest ta kobieta? Gdzie się znajduje? Czy to aby na pewno tylko sen? 
   Przestraszona ponownie rozejrzała się po otoczeniu. Dopiero teraz rozpoznała to miejsce. To tu niemal zatonęła, usiłując wydobyć list z butelki.
   - To pani wrzuciła list w butelce do wody?
   Krótkie skinięcie głową. Nic więcej. Żadnych wyjaśnień.
   - Kim pani jest? - spytała cicho.
   - Spójrz mi w oczy i znajdź w nich odpowiedź.
   Chwilę później siedziała na fotelu z otwartymi szeroko oczami i krzykiem, który nie był w stanie wydobyć się z jej gardła.
   - Gees?
   Jakaś część jej świadomości wiedziała, że przy jej fotelu kucają Javier i Orsey, że każde trzyma ją za drżącą dłoń. Jednak ona nadal widziała przed sobą wspomnienie twarzy kobiety. Jej intensywnie zielonych oczu w kształcie migdałów.
   - Widziałam ją - szepnęła kilka minut później. - Widziałam ją.
   - Kogo, Gees?
   - Spojrzała każdemu z nich prosto w oczy. - Moją matkę. - Jej głos był ledwie słyszalnym szeptem.

***

    - Możesz mi łaskawie wytłumaczyć, gdzie byłaś przez cały dzień?
   Gees stanęła jak wryta. Tego się nie spodziewała.
   - Mamo? Coś się stało? Nie jesteś w pracy?
   - Jeśli cię to interesuje, dzisiaj miałam wolne.
   - Oj.
   - A więc? Gdzie byłaś? Nie mogłam się do ciebie dodzwonić.
   - Byłam u koleżanki i kolegi. Nie słyszałam, że dzwoniłaś. - Wciąż w szoku po wydarzeniach tego dnia nie kontrolowała prawdy wydobywającej się z jej ust.
   Zapadła krótka, bardzo krępująca cisza.
   - Kolegi? Gees, czy ty... dlaczego nic... co robiliście?
   Dziewczyna wpatrywała się w matkę. Mrugając powoli usiłowała odzyskać władzę nad swoim umysłem. O co jej chodziło?
   - Sprzątaliśmy - odparła szczerze.
   Kobieta wpatrywała się w swoją córkę. Była na nią wściekła. Nie mogła się z nią skontaktować przez przeszło dwanaście godzin, i ma uwierzyć, że sprzątała sobie z kolegą i koleżanką?
   - Czy ty masz mnie za idiotkę? - warknęła trzęsącym się z emocji głosem.
   - O co ci chodzi?
   - O co mi chodzi? Myślisz, że nie zauważyłam jak się zachowujesz odkąd zakończyłaś terapię? Ciągle bujasz w obłokach. Nie rozmawiasz z nami. Wiecznie nie ma cię w domu!
   - Od kiedy to nie mogę wychodzić z domu i spotykać się ze znajomymi? - odwarknęła. Nie miała pojęcia o co chodziło tej kobiecie, jednak stąpała po coraz kruchszym lodzie.
   - Znajomymi? - prychnęła. - A od kiedy ty masz znajomych?
   Gees stanęła oniemiała Spodziewała się po niej wszystkiego, ale nie czegoś takiego.
   - Może jednak powinnam posłuchać pani Muriel.
   - Że co proszę?
   - A to, że nie mam pojęcia jakim cudem zakończyłaś terapię. Nie zachowujesz się jak zdrowa osoba, córko.
   „Córko”. To jedno słowo odbijało się echem w głowie Gees.
   - Przecież ja nie jestem twoją prawdziwą córką - odparła, zanim zorientowała się co właściwie zrobiła.
   Twarz matki wyraźnie pobladła.
   - Co powiedziałaś? Jak śmiesz tak się do mnie odzywać?
   Przelała się czara goryczy. Wewnątrz Gees zapanowała furia. Gdy ponownie otworzyła oczy, miała wrażenie, że cały świat przesłania czerwona mgła.
   - Powiedziałam, że wiem, iż nie jesteś moją prawdziwą matką. - Spokój jej wypowiedzi zaskoczył ją. Był zupełnym przeciwieństwem jej odczuć. - A ty nie raczyłaś mnie o tym powiadomić. - Jej głos był niczym ostrze.
   - Skąd wiesz? - Pytanie padło po chwili ciszy.
   Gdy Gees zauważyła łzy w oczach kobiety, którą przez całe życia nazywała swoją matką, jej złość nieco zelżała. Jednak burza nie ucichła. Trwała, gotowa wyrwać się na wolność.
   - Gdybym ci powiedziała, znowu traktowałabyś mnie jak obłąkanego bachora.
   - To nieprawda, Gees.
   - A gdybym ci powiedziała, że dowiedziałam się tego dzięki duchowi?
   Wyraz twarzy matki mówił sam za siebie.
   - O tym właśnie mówiłam. Patrzysz na mnie jakbym była dziwadłem.
   - Jesteś chora, córeczko. Nie jesteś dziwadłem. Jesteś po prostu chora.
   Krew w żyłach Gees zapłonęła żywym ogniem. Huragan rozszalał się na całego. Jednym ruchem wydobyła z kieszeni czarne serce i położyła je na stoliku. Ignorując zafascynowane spojrzenie matki wezwała do siebie umarłych.
   Nie musiała nic mówić. Nie wątpiła, że duchy były w okolicy. Odkąd miała amulet nie mogły zrobić nic innego jak tylko krążyć wokół niej i czekać na swoją kolej.
   Już po chwili przez okno wpłynął nastolatek. Gees uśmiechnęła się do chłopaka. Był natrętny i wybuchowy. Pamiętała, że ich ostatnie spotkanie zakończyło się kłótnią.
   Gdy chłopak uniósł pomarańcz obróciła się w stronę matki.
   - Nie masz pojęcia w jakim świecie żyjesz - oznajmiła. Nie dbała o to, czy kobieta ją usłyszy. Porwała Sivę wylegującego się pod stołem i ze łzami w oczach wybiegła z domu.
   Ostatnim co słyszała był dźwięk tłuczonego szkła i krzyk jej matki.


------------------------------------------
No... Trochę się działo, no nie? :D Devilla powraca, i to chyba w lepszej formie.

Kilka wyjaśnień:
- chodzi o wymianę zdań pomiędzy Javierem i Orsey. Jak pewnie zauważyliście, sporo wiedzą. Pamiętajcie jednak, że tylko Gees jest osłem w tym niecodziennym świecie! ;)
- kłótnia z matką. Po pozornym spokoju większości rozdziału może się wydawać, że akcja toczy się zbyt szybko i jest zbyt wybuchowa. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że każdy kto tak pomyśli jest w błędzie. Pamiętajcie, że we śnie spotkała swoją prawdziwą matkę. Spotkała kobietę o której myślała, że nie żyje. Miała całkowite prawo zachować się nieracjonalnie prawda? :P

Jak zauważyliście, blog zyskał zupełnie nowy wygląd. Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ledwo zaczynam raczkować. Uznałam jednak, że wygląda na tyle dobrze, że mogę go tu umieścić.

Jak wakacje, ludziska? Pomijając duchotę, bo to oczywiście wszędzie.
Pozdrawiam i za jakiś czas pojawię się z nowym rozdziałem.
Dziękuję za wsparcie. Ten rozdział jest dla Was! ;)

Na drugim blogu jest już drugi rozdział. Zapraszam! ;)

2 komentarze:

  1. Haha pierwsza :D. A więc co by tu napisać ....? Jak napiszę, że jest cudownie, wspaniale etc. etc. to się powtórzę? Trudno, chyba przeżyjesz to, że się powtarzam bo właśnie tak było: cudownie, wspaniale etc. etc.. Masz talent i umiesz go świetnie wykorzystać. Całość świetnie się czyta, a to twoje umiejętne budowanie napięcia cudo *.*. Pozostało mi pozazdroszczenie talentu, pogratulowanie świetnego rozdziału no i życzenie dużej ilości weny. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń