piątek, 26 kwietnia 2013

Gees 5

   POST W PRZEBUDOWIE!

     Odczuwała znużenie. Czuła się, jakby siłowała się ze zmęczeniem na rękę. Jak na razie wygrywała, choć i zmęczenie miało chwilę chwały. Choć bardzo tego nie chciała, za kilka minut zasnęła. Teraz, już nieco wypoczęta, siedziała na parapecie okna obserwując żmudną walkę dnia z nocą. Gdzieś tam właśnie wygrywał mrok. Jaki będzie ostateczny wynik tej odwiecznej wojny? Ona raczej się tego nie dowie. Niewątpliwe jednak pozna wynik innej, jednej z wielu wojen dobra ze złem.
     Zerknęła na pamiętnik. Kiedy to się zaczęło? Kiedy jej życie tak się zmieniło?

   „Zaczęło się jak w bajce. Główną bohaterką jest młoda, samotna, nierozumiana przez wszystkich dziewczyna o nadnaturalnych zdolnościach. Pewnego zwyczajnego na pozór dnia rozpoczyna się jej nowe życie. Kończy niepotrzebną jej terapię, poznaje przyjaciela, który wraz z rodziną zobowiązuje się jej pomóc. Oczywiście nie może też zabraknąć wroga, którego to wspólnie mają pokonać. W bajce, po wielu zmaganiach i bitwach wróg zostałby pokonany. Na koniec, a jakże, nadeszłoby tak długo wyczekiwane i „niespodziewane” szczęśliwe zakończenie. Dlaczego? Bo to dobrze się sprzedaje. To tego wszyscy oczekują. Ludzie chcą utożsamiać się z główną bohaterką, wejść w jej skórę i pełne przygód życie. Chcą wierzyć, że wszystko dobrze się skończy. Przecież nie może być inaczej. A gdyby główna bohaterka miała zginąć? Na miejsce pięknego zakończenia dumnym krokiem wkroczyłaby śmierć. Nie byłoby szczęścia. Sceneria przedstawiałaby się w szarych barwach. Zero śmiechu, słońca, ćwierkania ptaków. Zamiast tego śmierć, cichnące bicie serca głównej bohaterki. Chwała zwycięzcy, wcielającego w życie swój okrutny plan. Nikt już tego nie zmieni. Nie ma wielkiego bohatera zmieniającego w ostatniej chwili zakończenie. Padnijcie na kolana przed zwycięzcą! Posłuszni przeżyją jeszcze jeden dzień.”

    Westchnęła głośno, odłożyła długopis i zatrzasnęła zeszyt. Spojrzała w górę. Noc odeszła, rozpoczął się nowy dzień. Spuściła nogi i zeskoczyła z parapetu na zimną podłogę. Schowała pamiętnik. Otworzyła szafę patrząc krytycznym wzrokiem na jej zawartość - choć bardzo tego nie chciała, najwyższy czas wybrać się na zakupy. Złapała pierwsze lepsze ciuchy, szczotkę i kosmetyczkę, po czym ruszyła do łazienki. Woda oczyściła jej ciało, jednak nie umysł. Ponure myśli nie odstępowały jej na krok. Wisiały na nią niczym burzowa chmura nad bohaterem kreskówki. Wysuszyła włosy i ubrała się w czarne jeansy i koszulkę z wizerunkiem Cheshire z „Alizji w Krainie Czarów”. Intensywnie zielone oczy podkreśliła czarną kredką, kształtne usta pokryła bezbarwnym błyszczykiem. Wróciła do pokoju, gdzie z przerażeniem dostrzegła, że zegar wiszący na ścianie wskazuje piętnaście po dziesiątej. W biegu złapała torbę i komórkę. Pognała do kuchni, gdzie na szybko zjadła kanapkę. Spojrzała na telefon – dziesiąta dwadzieścia pięć.
     - Cholera, nie zdążę!
     Wychodząc zatrzymała się w drzwiach. Zawróciła i porwała z blatu klucze od garażu.
     Chwilę później pędziła już przed siebie rowerem. Włosy wpadały jej w usta i oczy, jednak nie dbała o to. Gnała, jakby uciekała przed śmiercią. Oślepiona przez własne włosy omal nie zauważyła przeszkody znajdującej się przed nią. W ostatniej chwili skręciła, uderzając w, o czym właśnie się przekonała, bardzo twarde i solidne ogrodzenie. Przednie koło zostało wygięte, kierownica boleśnie wbijała się w jej pierś uniemożliwiając oddychanie. Zaklęła i zepchnęła z siebie rower. Ignorując mroczki przed oczami wstała. Pełna obaw zerknęła na rower. Był w opłakanym stanie. Ona sama wyglądała niewiele lepiej. Była cała brudna, włosy sterczały na wszystkie strony. Zarobiła też kilka zadrapań, z których część krwawiła. Rozwścieczona odwróciła się w stronę chodnika. Wątpiła, by przyczyna jej wypadku wciąż się tam znajdowała, jednak pomyliła się. Obiekt dalej znajdował się na chodniku. Zaniepokojona podeszła do małej czarnej kuleczki. Kociak. Malutki czarny kociak. Jego wątłe ciałko poruszało się miarowo, lecz słabo. Zniszczony rower, ból odczuwany przez nią samą, to wszystko przestało się w tej chwili liczyć. Przykucnęła. Usłyszała ciche, bardzo ciche miauknięcie, choć równie dobrze mogła to być tylko jej bujna wyobraźnia. Okrążyła malucha kilka razy, zastanawiając się jak go podnieść. Musiała się śpieszyć. Nie miała wyjścia – wsunęła ręce pod delikatne ciało kota, po czym delikatnie go podniosła. W słońcu zabłyszczała obróżka zawieszona na szyi zwierzątka. Uniosła go na wysokość swojej twarzy, by dokładniej mu się przyjrzeć. Powoli uniósł powieki patrząc na nią granatowymi oczami z których powoli znikało życie. Przyciskając go do piersi ruszyła pędem w stronę domu Javiera. Zostawiła rower kompletnie o nim nie pamiętając. Zaabsorbowana walczącym z życiem kociakiem, nie zauważyła ducha skrycie przyglądającemu się całej sytuacji z drugiej strony ulicy.  


     Mężczyzna chodził szybkim krokiem w tę i z powrotem. Dziewczyna powinna już tu być.
Javier spojrzał porozumiewawczo na siostrę. Orsey westchnęła teatralnie, spełniła jednak niemą prośbę brata. Zamknęła oczy, wzięła kilka głębokich oddechów, po czym przyłożyła rękę do kilku kolorowych piór zawieszonych na jej szyi.
   Wyglądała tak zwyczajnie. Javierowi trudno było uwierzyć, że właśnie znajduje się na granicy czasów.
     Po krótkiej chwili Orsey opuściła rękę i otworzyła oczy. Jej twarz była pełna emocji.
     - Drzwi! - krzyknęła do ojca, który właśnie szedł w tamtą stronę. - Mamo! Szybko! Apteczka!
     Mężczyzna nie zadawał pytań. Jednym krokiem pokonał dystans dzielący go od drzwi, otworzył je na całą szerokość, i czym prędzej się wycofał. W tym właśnie momencie do środka wpadła postać przypominająca strach na wróble. Długie włosy sterczały na wszystkie strony, była cała umazana błotem, krwawiła.
     - Gees, co ci się...
     - Nie ważne. Pomóżcie mu. Proszę.
     Dopiero teraz wszyscy zauważyli co dziewczyna trzyma w wyciągniętych dłoniach. Kobieta czym prędzej dopadła do Gees, przejęła od niej kociaka i pobiegła na górę.
   Dziewczyna padła wyczerpana na kolana. Powróciły dolegliwości spowodowane zderzeniem z ogrodzeniem, doszło także wyczerpanie po szybkim biegu. Próbowała wstać, jednak zachwiała się i ponownie upadła. Jej ciało stało się bezwładne, wszystko zalała ciemność.
    Gees otworzyła oczy. Wszystko ją bolało. Nad nią pochylała się postać, której początkowo nie rozpoznała.
     - Leż - usłyszała. - I nawet nie próbuj wstawać.
     - Co z kotem?
     - Przeżyje.
    Gees odetchnęła z ulgą. Bała się, że cały jej wysiłek pójdzie na marne.
     - Jak się czujesz? - usłyszała tym razem głos mężczyzny. Domyśliła się, że to ojciec Javiera.
     - Lepiej. Dziękuję – uśmiechnęła się. Naprawdę czuła się o wiele lepiej. Ból ustępował.
     - Cynthio - mężczyzna nieśmiało zwrócił się co żony. - Czy już mogę?
  - Jesteś strasznie niecierpliwy, Araonie. Gees, czy na pewno już dobrze się czujesz? - gdy dziewczyna potwierdziła kiwnięciem głowy, kobieta odwróciła się w stronę drzwi. - Wejdźcie.
     Javier zajrzał nieśmiało do środka jakby nie był pewien czego ma się spodziewać. Orsey za to czym prędzej dopadła do Gees, pytając jak się czuje.
  Gees usiadła. Rozejrzała się. Znajdowała się w czyjejś sypialni. Ściany obszernego pokoju pomalowane były na błękitno, na półkach poustawiano rzesze pluszaków. Wszędzie były pióra o różnych kolorach. Znajdowały się na półkach, zwisały z sufitu, były też przywiązane do łóżka w którym siedziała teraz Gees. Widząc pióra zawieszone na szyi Orsey, zrozumiała, że to w jej pokoju się znajduje.
     - Gees - zaczął mężczyzna patrząc na nią poważnym wzrokiem. - Nie było mnie gdy opowiadałaś swą niezwykłą historię. Mniej więcej znam jej treść. Ale czy mogę cię prosić, byś opowiedziała o swych rodzicach? Prawdziwych rodzicach.
     Po krótkiej chwili Gees odezwała się.
     - Nic o nich nie wiem. Poza tym, że z jakiegoś powodu mnie nie chcieli. Nie zostawili mi nic po sobie. Żadnego listu z wyjaśnieniami. Nic.
   - Mylisz się, Gees - zwrócił się do dziewczyny ignorując zaskoczenie widniejące zarówno na twarzach rodziny i samej zainteresowanej. - Zostawili ci wskazówkę.
    - Wskazówkę? - wychrypiała. W gardle narastała jej gula utrudniająca mówienie i oddychanie. - Jaką?
     - Twoje imię. Czy sprawdzałaś kiedyś, co ono oznacza?
     - Nie. Co oznacza?
     - Duch, Gees. Twoje imię w języku afrykańskim oznacza ducha.


-------------------------------

Rozdział nie jest idealny, bo chciałam go dodać w urodziny ^^
Za ewentualne błędy przepraszam. Trochę się nie udał... ale trudno. ;)

W nim zmieniłam najmniej - mimo, że nie był udany. Zwyczajnie podoba mi się, jak pędzi w nim akcja. Czytając i wyobrażając to sobie, mnie samej nieco przyśpiesza serce. Gdybym zmieniła w nim zbyt wiele - cały nastrój mógłby prysnąć ;)

10 komentarzy:

  1. Bardzo wciągający rozdział i blog! Już sie nie moge doczekać nastepnego wpisu :)
    Co ty gadasz, rozdział całkiem udany!
    Urodziny? Twoje? Jeżeli tak, to wszystkiego najlepszego :D

    Zapraszam na nowy rozdział:http://volleyballmygamemyrules.blogspot.com/
    Bedę wdzięczna za komentarz.

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja sądzę, że rozdział jest jak najbardziej udany, jak cały blog zresztą. Treść przejrzałam całą nie tylko za radą na górze, ale po prostu z logiki, bo średnio nawet sama lubię puste komentarze, w których chodzi jedynie o reklamę. No ale cóż.
    Nie mogę pominąć też faktu, iż Twój blog straasznie mi się podoba i bardzo tu ładnie, przyjemnie i rzuca się w oczy spory wkład pracy w blogowanie włożony, co się jak najbardziej chwali :)
    W wolnej chwili zapraszam też do mnie (http://konie-filmy-ksiazki.blogspot.com/), będę wdzięczna za wszelkie opinie, rady, jak i również krytykę :>
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, co za poruszający koniec. Ciekawa jestem jej reakcji. Musiałaś skończyć ten dialog? Eh. Czekam z niecierpliwością na dalsze wpisy, gdyż niesamowicie dobrze mi się czytać to, co tworzysz. Tak, jak już wspominałam - masz duży talent i chyba więcej nie potrzeba mi mówić. :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie udał? Wyszedł Ci świetny, naprawdę! :) Jak osoba wyżej, jestem bardzo ciekawa jej reakcji. ;) Masz wieeeeeeeeeeeelki talent!!! :) Trzymaj się! ;*
    http://lifeisyourstory-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurcze. Aż na sam koniec dreszcze mnie przeszły. Serio to oznacza? :D
    Mam jedno opowiadanie(nie mam do niego bloga) na którym jest główna bohaterka Dea- po łacinie Bogini. A więc fabuła jest o niej :D
    Świetnie wpadłaś na pomysł z tym kociakiem.
    Nie rozpisuję się, czytam dalej.
    Miałaś urodziny? A więc wszystkiego najlepszego!;*
    Rozdział Ci się udał <3

    drzwi-przeznaczenia.blogspot.com
    serce-smierci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. No, imię tajemnicze i muszę przyznać, że na początku sama się zastanawiałam czy to imię coś oznacza. A potem porzuciłam pomysł, aż do przeczytania tego rozdziału :P
    A wię oznacza duch ... strasznie świetnie poukładane, no bo kto wpadłby na taki pomysł ? A w ogóle to jest tu taka harmonia, że niema się czego czepiać :D
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  7. I tak na koniec wyjaśniło się, co oznacza imię Gees. Nie muszę czekać już na odpowiedź. ;)
    Rozdział ciekawy, ale krótki.
    W opowiadaniach godziny, liczby pisze się słownie.
    Znowu skończyłaś rozdział w takim momencie...
    Ciekawe imiona rodziców Javiera. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. W pewnym momencie akcja trochę za szybko zapierdziela, idzie się zorientować, że pisane na szybko. Warto nad tym popracować, ponieważ reszta - pomysł, świat przedstawiony - jest genialna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisane na szybko, jednak dokładnie przemyślane. Akcja w tym rozdziale ma tak "zapierdzielać" ;)

      Usuń
  9. Gees -duch ?
    Świetnie połączone ... na to, to bym nie wpadła :D
    Akcja moim zdaniem fajnie sie toczy i w odpowiednim tempie, ale każdy ma swoje zdanie :) No może widać, że pisałaś to szybo, ale ogólnie myślę, że fajnie :P
    Krótki rozdział, ale dobrze, że jest ^^

    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń