czwartek, 4 kwietnia 2013

Gees 2

    - Uciekaj! - krzyczała na całe gardło, choć on wielokrotnie tłumaczył jej, że Tamta nie posłucha. Ona nie chciała jej słyszeć. Skusiła ją obietnica powrotu - powrotu do życia. Podszedł do Niej. Spokojnie, bez pośpiechu. Wiedział, że nie będzie uciekała. Głupia, naiwna, zbłąkana duszyczka. Schwycił Jej głowę w dłonie, delikatnie, niemal pieszczotliwie. Przyłożył usta do Jej ucha. Szeptał Jej coś, czego ona nie mogła usłyszeć. Tamta spojrzała jej prosto w oczy. Tkwiło w nich początkowo zdziwienie, niepewność, która przeradzała się w lęk, a potem nienawiść. Chciała coś powiedzieć, lecz On Jej nie pozwolił. Przyłożył palec do Jej ust. Niemal słyszała, jak mówi do Niej: Ciii... Nic nie mów, bądź ponad to...”. Teraz w Jej oczach było już tylko rosnące podniecenie, oczekiwanie. Miał Ją. Wiedział, że przegrała - znowu. On ponownie odniósł zwycięstwo. Odwrócił głowę w jej stronę. Mimowolnie spojrzała mu w oczy. Bez trudu rozszyfrowała przekaz, widniejący w Jego rozbawionym spojrzeniu: „Nie wygrasz ze mną. Na ciebie też przyjdzie czas. Będziesz moja”. Uśmiechnął się do niej po czym wrócił spojrzeniem w Jej oczy. Zamarła, wiedziała, co zaraz nastąpi. Patrzyła bezradnie jak przykłada swe parszywe usta do Jej ust, wysysając to, co pozostało – jej duszę. Tak, wysysał duszę duszy, jakkolwiek dziwnie to brzmi.


     Gees po omacku namacała wyjący na cały regulator budzik. Po kilku nieudanych próbach wyłączenia go, cisnęła nim przez pokój. Po zderzeniu ze ścianą sprzęt rozpadł się na kilkadziesiąt części. Leżała, próbują uspokoić oddech. „Sen, to tylko sen”, powtarzała sobie. Wiedziała jednak, że to wydarzyło się naprawdę, w przeszłości. Usiadła. Wciąż miała przed oczyma obraz młodej dziewczyny o niebieskich roześmianych oczach, w białej letniej sukience. Wciąż pamiętała dotyk ściółki leśnej pod bosymi stopami oraz delikatny chłód, rozsiewany przez postać mężczyzny.
     Gdy jej serce biło już normalnym rytmem, wstała. Poczłapała do okna, by wpuścić do wnętrza trochę światła. Słońce oślepiło ją, lecz tylko przymrużyła oczy wdychając świeże powietrze i próbując wymazać obraz ginącej ostatecznie dziewczyny.
     - Głupi, głupi sen. Dlaczego akurat mnie to wszystko spotyka? - szeptała sama do siebie.
     Odwróciła się i podeszła do łóżka. Przyklękła na miękkim bordowym dywanie i ze skrytki pod łóżkiem wydobyła pamiętnik. Nie wiedziała, co by się stało, gdyby niepozorny zeszycik wpadł komuś w ręce. Zresztą, nie musiała się tym martwić - przecież nie miała przyjaciół, a rodzice nie mieli w zwyczaju myszkować w jej pokoju. Taką przynajmniej miała nadzieję. Opierając się plecami o brzeg łóżka, rozsiadła się wygodnie.
     Otworzyła zeszyt. Na pierwszej stronie zapisała cytat Seneki Młodszego, który usłyszała kiedyś na lekcji historii.
Pośród wielu nieszczęść uczymy się sztuki milczenia.
 Przewróciła kartkę. Gdy czytała o własnych przeżyciach, nie mogła uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Na kilku pierwszych stronach zapisała wygrzebane z pamięci dzieciństwo. Zaczęła czytać:

     „Urodziny. Piąte urodziny. Wtedy zaczęło się na całego. Mama spytała, czy chcę zaprosić koleżanki. Oświadczyłam, że chcę zaprosić tylko Mirabele. Wtedy nie potrafiłam nazwać emocji kryjących się w jej twarzy. Teraz wiem, że się bała. Źrenice miała rozszerzone, jej wargi lekko drżały. W jasnoniebieskich oczach rodził się strach o zdrowie psychiczne jej córki. Oczywiście, zgodziła się. Nie mogła się nie zgodzić. Powiedziała też, że zadzwoni do mam jej koleżanek z przedszkola. Upierałam się, że nie chcę by przychodziły, jednak mama nie dała się przekonać. Dziewczynki bawiły się w jednym pokoju lalkami, mamy plotkowały w kuchni popijając herbatę, ojcowie siedzieli przed telewizorem w salonie oglądając mecz i popijając piwo. Zabawa trwała w najlepsze. Do czasu.

     Nie mogła czytać dalej, wspomnienia nawet teraz paliły żywym ogniem. Przerzuciła kilka kartek. Zapis z zeszłego tygodnia. Zatytułowała go „Wielki wybuch”. Uśmiechnęła się. Na końcu notki wkleiła zdjęcie Muriel które przekreśliła czerwonym pisakiem. Postać psycholożki prezentowała się wyjątkowo szkaradnie, nawet jak na nią. Pulchna twarz była niemal cała czerwona - nie wiadomo czy od nieudanej opalenizny, zmęczenia, czy innych tajemniczych czynników. Sytuację dodatkowo pogarszał fakt, iż policzki przyozdobione były różem. Usta - z przesadną dokładnością umalowane krwistoczerwoną szminką - rozciągnięte były w szerokim uśmiechu, ukazując rząd pożółkłych zębów. Najgorzej jednak prezentowały się głęboko osadzone, małe świńskie oczka. Powieki upstrzone zielenią i pomarańczem aż po łuk krzaczastych brwi, powodowały obrzydzenie, jednak trudno było oderwać wzrok od tego zjawiska. 
     Z grymasem obrzydzenia powiodła wzrokiem po tekście, poszukując interesującego ją fragmentu. 

     „Czekali na mnie w kuchni. Spytałam, czy coś się stało, a oni kazali mi usiąść. Nie potrafiłam spojrzeć im w oczy. Siedziałam ze wzrokiem spuszczonym na blat stołu, próbując określić jak wielkie mam kłopoty. Jedyna myśl, na którą było mnie stać brzmiała: „To koniec. Żegnaj szkoło, witaj psychiatryku.
     - Gees – zaczął tata. - dzwoniła pani Muriel. Chcielibyśmy... 
     Mama nie dała mu dokończyć. Wstała, podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję. Nie potrafię odtworzyć tamtej rozmowy. Pamiętam tylko to jedno, jedyne zdanie: „Zakończyłaś terapię, córeczko!”. Następnego dnia na apelu ogłoszone zostało, że Muriel złożyła rezygnację. Podobno spakowała manatki i czym prędzej opuściła budynek szkoły, do którego miała już nigdy nie powrócić. Uczniowie zareagowali w różny sposób. Oczywiście, było też kilka wersji mego „Wielkiego wybuchu”. Według jednej z nich celowałam do Muriel z pistoletu grożąc, że zastrzelę ją, jeśli ta nie zadzwoni do moich rodziców mówiąc, że jestem zdrowa. Inna wersja mówiła, że to Muriel groziła mnie. Jedni woleli trzymać się ode mnie dalej niż zwykle, bali się mnie. Inni ignorowali, woleli udawać, że nie istnieję. Jednak nie wszyscy. Niektórzy zaczęli zwracać na mnie uwagę. Czułam się w ich obecności jak obiekt w cyrku dziwolągów. Dawali mi jednak, i wciąż dają nadzieję, na zmiany na lepsze.

    Przerzucała kolejne kartki, szukając pierwszego opisu snu. Nie był dokładny.

     „Jest ciemno, chyba jestem w lesie. Wszystko jest jakby za mgłą. W oddali są dwie osoby, jedną z nich prawdopodobnie jest duch. To chyba dziewczyna w białej sukience. Druga osoba to mężczyzna - nie potrafię określić, czy też jest duchem. Chyba mnie nie zauważyli. 
    Następne opisy były bardziej dokładne:

     Z pewnością znajduję się w lesie. Mgła jest nieco rzadsza, widać więcej szczegółów. Dziewczyna z pewnością jest duchem. Jest z nią mężczyzna w długim czarnym płaszczu, nie z tej epoki. Rozmawiają. Dziewczyna ma długie blond włosy, a mężczyzna czarne loki do ramion. Nie potrafię określić, czy mężczyzna również jest duchem. Sen zakończył się jak tamten, pocałunkiem tej osobliwej pary. Jestem pewna, że ten sen coś znaczy. Wydaję mi się, jakby ten sen był „oknem do przeszłości”, jakby to już kiedyś się wydarzyło.

     Tym razem nie zwracałam uwagi na parę. Rozglądałam się po otoczeniu, coś mi nie pasowało. Po pierwsze, pomimo tego, że jestem bez butów (zawsze mam na sobie strój, w którym zasypiam), nie jest mi zimno. Zupełnie jakby oddziaływanie sił przyrody mnie nie dotyczyło. Jakbym sama była duchem. Po drugie, choć nie wiem jak to możliwe, wiem, że śnię, ale nie potrafię się obudzić. Nie muszę tylko obserwować, mogę się poruszać. Nie mogę jednak niczego zmienić, chyba. Jeszcze tego nie sprawdzałam. Wykorzystałam jednak możliwość poruszania się. Wyczułam, że poza mną i tą parą jest tu ktoś jeszcze. Ktoś taki jak ja.

     Miałam rację. W innej części lasu jest chłopak. Również przygląda się osobliwej parze, lecz wydaje się doskonale zorientowany w sytuacji. Gdy ruszyłam w jego stronę, spiął się, lecz nie zareagował. Widział mnie, lecz starał się nie zwracać na mnie uwagi. Wolałam nie krzyczeć, nie wiem dlaczego. Po prostu nie mogłam tego zrobić. Spojrzałam na parę. Rozmawiali. Wiedziałam, że mężczyzna za chwilę ją pocałuje, a ja się wybudzę. Chłopak spojrzał na mnie. Chciał coś powiedzieć, lecz nie zdążył. Obudziłam się.

    Ma na imię Javier. Ten chłopak. Miałam rację, jest taki jak ja. Miałam do niego tyle pytań na które on nie chciał mi odpowiedzieć.
     - Nie teraz, teraz mnie posłuchaj.
     Słuchałam więc.
    - Czy ty masz pojęcie, co się dzieje?
    - Nie do końca. Wiem, że od kilku dni, gdy tylko zasnę, trafiam do lasu. Domyślam się, że nie przez przypadek. Wydaję mi się, że to już kiedyś się wydarzyło - odpowiedziałam wskazując na parę.
    - Masz rację. Czy wiesz, kim jest ta dziewczyna?
    - Duchem.
    Pokiwał głową.
    - A czy wiesz, kim jest ten mężczyzna?
    - Nie. On nie jest duchem, prawda?
    - Nie jest. To pożeracz dusz.
    - Że kto? Nic nie rozumiem.
    - Pożeracz do duch, który nie pogodził się ze swą śmiercią i chce powrócić do życia.
    - Przecież każdy tego chce.
    - Lecz nie każdy przechodzi od słów do czynów.
    Nie zdążył powiedzieć nic więcej. Muszę czekać.”  

    „Bez trudu odnalazłam Javiera. A raczej to on odnalazł mnie. Nie przywitałam się z nim, nie mogłam dłużej czekać.
    - Nic nie rozumiem. Wyjaśnij mi to, proszę.
    - Ciężko to wytłumaczyć, sam nie do końca się w tym orientuję, ale spróbuję. Pożeracz to dusza, która, jak już mówiłem, chce powrócić do życia. Aby jej się to udało, pożera... wchłania niewinne dusze.
    - Niewinne? To znaczy?
    - Dusze dobrych ludzi. Dusza męża, który za życia bił żonę i wyrzucił swojego psa z domu nie jest dobra. Rozumiesz?
    - Jak na razie tak.
    - A więc, pożeracz dusz musi wchłonąć odpowiednią ilość dobrych dusz. Nikt tak naprawdę nie wie ile. Wiemy jedynie, że naszym zadaniem jest niszczyć pożeraczy.
    - Ale jak możemy tego dokonać?
    - Tego jeszcze nie wiemy.
    - A czy niszcząc takie dusze, nie sprawiamy, że i nasze stają się złymi?
    Wyglądał na bardzo rozbawionego.
    - Nikt nigdy ci tego nie tłumaczył?
    - Nie.
    - A rodzice?
    Nie odpowiedziałam. Nie czułam potrzeby zwierzania się komuś kogo nawet nie znam. Spojrzałam na pożeracza i jego ofiarę.
     - Dlaczego Ona nie ucieka?
     - Nie chce uciekać. Obiecał jej powrót do życia.
     - I ona mu uwierzyła?
     - Jest tylko dobra, niepoinformowaną duszą. Nie wymagaj od niej zbyt wiele.
     - Ale...
     - Nie ma żadnego "ale", Gees. Ona nie wie, że to kłamstwo. Ufa mu.
    Nie usłyszałam nic więcej, obudziłam się.”

    Zapisała przebieg dzisiejszego snu. Podeszła do okna i poddała się rozmyślaniom.
    Czym właściwie jest dusza? Co nieco dowiedziała się od Javiera. Dusza to nie jest to, co widzi, gdy naprzeciw niej znajduje się umarły. To, co widzi, to tylko powłoka. Za życia powłoka chroniąca duszę jest gruba. Skóra, mięśnie, kości... Po śmierci nie jest to już potrzebne człowiekowi. Zostaje tylko cienka, delikatna powłoczka oddzielająca duszę od świata zewnętrznego. Można by powiedzieć, że dusza to takie małe światełko. Promyk słońca w kształcie kuli. Bardzo małej kuleczki która jest w nas od chwili narodzin, szczelnie chroniona powłokami przed światem zewnętrznym. Kiedy zmarły rozwiązuje ostatnie zadanie dotyczące życia, powłoka znika, a dusza trafia do... Tego Gees nie wiedziała. Może zyskuje nową powłokę w innym świecie, a może wszystko zaczyna się od początku i rozpoczyna nowe ludzkie życie? Na lekcji religii usłyszała kiedyś, że dusza to oddech Boga, który powraca do Stwórcy po naszej śmierci. W to jednak Gees nie wierzyła. Tak jak w Boga. Gdyby Bóg istniał, ona sprawowałaby funkcję Anioła pomagającego owieczkom, które nie mogą od razu dostać się do swego Pana. Nie, w to uwierzyć nie potrafiła i nie chciała.
    Z westchnięciem odwróciła się od okna. Czas rozpocząć nowy dzień – pierwszy dzień wakacji.
    Wszystkie poranne czynności wykonywała niemal mechanicznie. Poszła do łazienki. Umyła się, wysuszyła długie kasztanowe włosy, po czym wróciła do pokoju. Ubrała się i zeszła do kuchni. Zegar wskazywał jedenastą, więc rodzice od dawna byli już w pracy. Zjadła śniadanie i wyszła na spacer. Było ciepło, ale nie gorąco. Słońce świeciło jasno, na niebie widniały nieliczne chmury. Gees spacerowała bez konkretnego celu. Mijała domy, ogrody, parki, brnąc przed siebie w nieznane jej rejony miasta. Nawet tu, gdzie nie była nigdy wcześniej, nie spotkała żadnego ducha. Zanim zdążyła się zorientować gdzie zmierza, nogi poprowadziły ją do rozległego parku. Krążyła uliczkami wytyczonymi przez wielkie drzewa, biegała jak małe dziecko śmiejąc się do samej siebie. Witała się z matkami, których rozbrykane pociechy biegały wokoło, ciesząc się z ładnej pogody. Głaskała każdego psa, który zbliżył się do niej merdając ogonem. Od dawna nie miała tak dobrego humoru. Nie zauważyła nawet, kiedy wpadła na kolejną osobę.
     - Przepraszam, nie zauważyłam... - zamilkła, gdy spostrzegła kogo ma przed sobą, a jej uśmiech natychmiast zgasł. On zaś uśmiechał się do niej szeroko, choć był równie zaskoczony tym spotkaniem co ona
     - Witaj, koleżanko ze snów.
     Była tak zaskoczona, że była w stanie wymówić tylko jedno słowo.
     - Javier.


------------------------------------
Rozdział po uaktualnieniu. Nie wykluczam jednak wprowadzenia jeszcze jakichś zmian. Co myślicie? Jest lepiej? A może to tamta wersja bardziej Wam odpowiadała? Wiem, że zmian jest niewiele, aczkolwiek, mimo wszystko - są ;)
Przepraszam za ewentualne błędy - w wolnej chwili wszystko popoprawiam. 


12 komentarzy:

  1. Super piszesz! Będę tu wpadać i czytać twoje wpisy z chęcią :)
    Zapraszam do mnie http://volleyballmygamemyrules.blogspot.com/ Nowy rozdział. Proszę, napisz w komentarzu jak wyszedł :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Naprawdę zaje...! ;)
    Mrr...Jak cudownie się go czyta po ciemku o 23. ^^
    Ciekawa jestem co się stanie z życiem Gees po tym jak spotkała Javier'a...
    "Żądam" następnego! xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie powiem. :) zdolna jesteś, może te Twoje zdolności wykorzystasz w praktyce za niecały miesiąc ? :p. Kolejną część chce przeczytać nim się tutaj ukaże :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawa fabuła i ogólnie bardzo dobrze piszesz ;)Czekam na następną część.
    Odwdzięczysz się za koma i obsa?
    http://worldofmerszytsimagine.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne. Kocham Twoje opowiadanie. :* Pozdrawiam Bloody Caroline.

    OdpowiedzUsuń
  6. O cholera! To on?!
    Mmm. Zajebisty pomysł z tym pamiętnikiem i zaglądaniem w przeszłość.
    Jestem ciekawa, jak tam będzie z tym kolegą ze snu.
    Czytam dalej, mam nadzieję, że nie przypiekę ciasta przez Ciebie xd
    Ps. Tak, rocznik 94' najlepszy :D

    serce-smierci.blogspot.com
    drzwi-przeznaczenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Znakomity styl, który prezentujesz powoduje, że ciężko jest się oderwać od lektury! Naprawdę rzadko mi się to zdarza, ale czytałem coraz szybciej i szybciej, aby poznać kolejne szczegóły... Tym właśnie można odróżnić dobrych pisarzy od tych mniej utalentowanych! Gratuluję i czytam dalej! A żeby być na bieżąco obserwuję! Mam nadzieję, że kolejne wpisy będą równie intrygujące. kontrojanski.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Hohoho ! Tego też się nie spodziewałam. Po tym rozdziale jestem pewna, żeby wejść w szeregi obserwujących ;]
    No więc tak. Pomysł ze snami, które stopniowo się ukazują był naprawdę dobry. Z ludźmi ze szkoły, myślałam że będzie nieco inaczej, ale też spoko :)W końcu autor ma zaskakiwać :)
    Jedyny błąd to jedna literówka, ale tylko jedna :)
    Gratuluję pomysłów ! :)
    A końcóweczka super.
    A właśnie jeszcze o pani psycholog. Haha i dobrze tak tej małpie. Ale jestem ciakawa skąd wie o tym Gees? :)
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniały rozdział!
    A ta końcówka jest po prostu boska!
    Masz kolejnego stałego czytelnika!
    Javier w tych snach mnie bardzo zaintrygował, a teraz spotkali się w realu. Urwałaś w dobrym momencie.
    Jedno mnie zastanawia... Skąd Gees wiedziała o przeszłości kochanej pani psycholog? ;)


    OdpowiedzUsuń
  10. Ale tej babie wygarnęła, hehe :D Już uwielbiam tą dziewczynę :P
    Uwielbiam takie opowiadanie, w których się coś dzieje. Tutaj jest już drugi rozdział i jestem zadowolona :P
    Podoba mi się jak wprowadziłaś sny. Stopniowo się ukazują i są dobrze opisane. Ale jednak współczuję tej dziewczynie, bo ja nie lubię, gdy mój sen się kończy i niewiem co potem :D

    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  11. Znalazłam czas na przeczytanie drugiego rozdziału. Pierwszy był fantastyczny, ten również jest bardzo wciągający. Pięknie piszesz, sama bym tak chciała. Co prawda znalazłam kilka błędów interpunkcyjnych, ale komu to się nie zdarza? :)
    Jejciu, już nie mogę się doczekać co będzie z tym Javier'em, ale żeby moja historia z Gees szła długo, nie przeczytam następnego rozdziału dzisiaj i będę się delektować smakiem II rozdziału.

    Dziękuję Ci bardzo za miłe i pomocne komentarze u nas na blogu. Przed chwilką dodałam nowy rozdział, może Ci się spodoba. Jeśli masz czas, wpadnij: agnes-and-erica.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń